10 kwietnia 2014

11. "Kocham Cię."

Hope

     Niechętnie zwlekłam się z łóżka, było mi nie dobrze i ponownie miałam ochotę się rozpłakać. Przez ciążę byłam rozchwiana emocjonalnie, miałam ochotę na czekoladę i ogórki, chciałam iść na lody z polewą karmelową i bitą śmietaną. Odkąd wparowałam do domu bez słowa minęły dwie godziny, moja rodzicielka dobijała się do drzwi, ale bezskutecznie, ja nie miałam zamiaru jej wpuścić, poza tym nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Wiedziałam doskonale, że będzie się cieszyć z mojego obecnego stanu, choć ja najlepiej owinęłabym się kołdrą i przeklinała dzień w którym ten dupek mnie zapłodnił. Cholerny cwaniak, wiedział, że dzięki ciąży od niego nie odejdę, ale się pomylił, nie miałam zamiaru do niego wracać. Wychowam to dziecko sama! Boże mi już odbija. Jak mam wychować je sama? Nie w głowie mi macierzyństwo, ja nie wiem co miałabym robić i jak się tym bobasem zająć, byłam zielona i tego się najbardziej bałam.
- Hope, błagam cię wyjdź!


Gdy usłyszałam krzyk mojej mamy za drzwi westchnęłam cicho pod nosem, postanowiłam powiedzieć jej o wszystkim. Prędzej czy później się o tym dowie, podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko, moja rodzicielka zrobiła wielkie oczy i uniosła jedną brew do góry.
- Widziałaś się w lustrze?
Zapytała, a ja wzruszyłam tylko ramionami, nie obchodziło mnie to jak aktualnie wyglądam, miałam większe zmartwienie niż wory pod oczami i rozczochrane włosy. Ominęła mnie i wparowała do środka, zaczęła zbierać moje rzeczy z podłogi i wsadzać ponownie do walizki.
- Nie rób tego!
Podniosłam na nią głos, gdy się do mnie zbliżyła poczułam alkohol, jak dla mnie nie powinna tyle pić. Ciekawa czy jak była w ciąży ze mną również piła, ja nie mam zamiaru ruszać procentowych napoi.
- Nie wiem o co tym razem poszło, ale wracasz do męża.
Stwierdziła poważnym tonem głosu, ta kobieta mnie kiedyś wykończy obiecuję to wam.
- Nie mam zamiaru! Zostaję tutaj!
Poniosło mnie trochę, ale nie dziwcie mi się, mam prawo do humorków, w końcu sama się nie prosiłam o nie, możecie podziękować Lucasowi.
- Posłuchaj kochanie...
Nie słyszałam reszty jej wypowiedzi, ponieważ zakręciło mi się w głowie, przytrzymałam się ściany i ostatnie co pamiętam to podbiegającą do mnie matkę. Zemdlałam.

Lucas

    Kiedy wysiadałem z samolotu dostałem telefon od treściowej z wiadomością, że Hope jest w szpitalu. Przejechałem nerwowo dłonią po włosach, cholernie mocno się o nią martwiłem. Bałem się, że stało jej się coś poważnego, wybiegłem z lotniska i dosłownie wskoczyłem do pierwszej lepszej taksówki, łapiąc oddech powiedziałem mężczyźnie by jechał do szpitala, odpalił silnik i ruszył. Każda minuta w korku była dla mnie jak wieczność, najchętniej wysiadłbym z auta i pobiegł, ale niestety nie znałem zbyt dobrze Anglii, a tym bardziej drogi do mojej ukochanej. W końcu po dwudziestu siedmiu minutach dojechaliśmy do celu, zapłaciłem taksówkarzowi z górką, zabrałem małą walizkę i szybkim krokiem wszedłem do środka. Skierowałem się w stronę recepcji, tam dostrzegłem mamę Hope, która kłóciła się z lekarzem.
- Jak to nie może mi Pan powiedzieć w jakim jest stanie i co się z nią dzieje? Przecież to moja córka!
Zirytowana teściowa podniosła głos, nie rozumiała czemu nie chce udzielić jej informacji o stanie zdrowia Hope. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, tupała nogą jak małe dziecko i piorunowała lekarza spojrzeniem, już wiem po kim moja żona odziedziczyła charakterek.
- Musi mi Pani wybaczyć, ale informacji mogę udzielić tylko Panu Rosario, tak tu jest napisane i podpisane przez pani córkę.
Czy ja dobrze usłyszałem? Hope podpisała coś takiego? Byłem w szoku, wielkim szoku.
- Kiedy ona niby to podpisała?
- Dwa miesiące temu.
Podpisała to gdy po raz pierwszy uciekła do Anglii, jak dla mnie to znaczy, że jej na mnie zależy. Nie czekając ani chwili dłużej podszedłem do nich i przedstawiłem się, lekarz ujął moją dłoń i poprosiłbym udał się za nim. Zostawiłem walizkę rodzicielce mojej luby i posłusznie powędrowałem za doktorem, szliśmy przez długi korytarz, aż w końcu weszliśmy do jego gabinetu. Usiadłem przy biurku na przeciw niego i oczekiwałem na jego wypowiedź.
- Pańska żona czuje się już lepiej, zasłabła ponieważ przez ostatnie godziny nic nie jadła i zdenerwowała się, a w jej stanie to niedopuszczalne.
- W jej stanie?
Zapytałem zaciekawiony, nie wiedziałem o jakim stanie on mówił. Czyżby Hope była na coś chora i nigdy mi o tym nie powiedziała?
- Pani Rosario jest w ciąży.
Ciąży? Ona naprawdę jest w ciąży? Nosi moje dziecko? Byłem tak szczęśliwy tym co usłyszałem, że aż podskoczyłem na krzesełku i uśmiechnąłem się szeroko. Miałem ochotę wykrzyczeć całemu światu, że zostanę ojcem, teraz nic już do szczęścia mi nie potrzeba. Mam piękną żonę, którą kocham na zabój i potomka w drodze, moje marzenia się spełniły.
- Może Pan do niej iść, leży w sali sto dwadzieścia cztery.
- Dziękuję.
Poderwałem się i szybko opuściłem pomieszanie, musiałem zobaczyć Hope, chciałem ją przytulić i powiedzieć jaki jestem szczęśliwy, chciałem by wiedziała, że nadała mojemu życiu sens.

Hope

   Leżałam na tym cholernie niewygodnym szpitalnym łóżku i wpatrywałam się w małą plamkę na suficie, cholernie mi się nudziło. Poprosiłam lekarza by nie wpuszczał tu mojej matki, nie chciałam jej mówić czemu zemdlałam, nie chciałam by wiedziała o ciąży, wpierw ja sama musiałam się przyzwyczaić do tej myśli. Cieszyłam się, że Lucasa tu nie ma, jego też nie chciałam uświadamiać, że będzie ojcem, usłyszałam jak ktoś łapie za klamkę, drzwi się otworzyły, a w nich ujrzałam mojego męża. Otworzyłam szerzej oczy, nie wierząc w to co widzę, usiadłam i wpatrywałam się w niego jak w obrazek, on zaś długo nie myśląc podszedł do mnie, usiadł na skraju łóżka i objął mnie swoimi wielkimi ramionami, nie wiem czemu, ale poczułam się bezpieczna i pełna entuzjazmu, gdy wtulał mnie w siebie.
- Udusisz mnie zaraz.
Wymamrotałam próbując odsunąć go od siebie, Lucas poluźnił uścisk, ale nie puścił mnie. Odsunął się ode mnie, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szeroko, nie spodziewałam się, że pocałuje mnie w czoło i położy swoją dłoń na moim brzuchu. Jego ostatni gest świadczył o tym, że wiedział o wszystkim.
- Czego się tak szczerzysz? Nienawidzę cię, ty cholerny zapładniaczu!
Gdybym tego nie powiedziała, nie byłabym sobą, poza tym musiałam się na nim wyżyć. Wiem, że prędzej czy później mi przejdzie, ale teraz miałam ochotę walnąć go w łeb.
 - Jestem tak szczęśliwy, że będziemy mieć dziecko, że nawet twoje wyzywanie mnie nie rusza.
W takim razie mogę wyzywać go do woli, uśmiechnęłam się wrednie spoglądając na niego. Mogę się założyć, że w połowie nie wytrzymać i każesz mi się zamknąć.
- Jesteś idiotą, starych dziadem, debilem, wkurwiasz mnie niemiłosiernie, gdybym mogła kopnęłabym cię tam gdzie słońce nie dochodzi. Jesteś pieprzonym zapładniaczem, spermo strzelaczem, dupkiem i...
Nie pozwolił mi dokończyć, wbił swoje wargi w moje, nie chciałam oddać pocałunku, ale w końcu się ugięłam i to zrobiłam. Nasze usta poruszały się synchronicznie i gdyby lekarz nie wszedł do pomieszczenia i zaczął udawać, że kaszle pewnie nie oderwalibyśmy się szybko od siebie.
- Przepraszam, że Państwu przeszkadzam, ale może Pani iść już do domu, wyniki są prawidłowe, nic nie zagraża Pani i dziecku. Proszę przed opuszczeniem szpitala podpisać dokumenty w recepcji.
Obydwoje w tym samym czasie podziękowaliśmy mężczyźnie, który uśmiechnął się do nas i wyszedł. Gdy chciałam wstać Lucas wsunął prawą rękę pod moje kolana, a lewą położył na moich plecach, uniósł mnie do góry przez co zrobiło mi się niedobrze.
- Postaw mnie.
Powiedziałam rozkazującym tonem głosu, ale on nie zwrócił na to uwagi, okręcił się ze mną parę razy i zaczął krzyczeć.
- Będę tatą! Jestem cholernie szczęśliwy! Będę tatą!
Boże, co za idiota... Cały szpital nie musi wiedzieć, że jestem w ciąży.
- Zamknij się Rosario, bo Ci przywalę!
Spojrzał na mnie, cmoknął w policzek i wolnym krokiem wyszedł z pokoju, niósł mnie przez całą drogę, a postawił dopiero przed recepcją, gdy poprosiła go o to pielęgniarka. Moja rodzicielka patrzyła się na niego dużymi oczami, jeszcze nie wiedziała z czego on się tak cieszy. Podpisałam wszystkie papierki i pożegnałam się z kobietą, kiedy Lucas ponownie chciał mnie podnieść kopnęłam go w kostkę. Jęknął cicho pod nosem i przygryzł dolną wargę, po chwili splątał nasze palce razem i delikatnie pociągnął mnie w stronę wyjścia. Widziałam jak mama uśmiecha się pod nosem, była zachwycona tym, że między nami już jest dobrze, choć nie zdawała sobie sprawy z tego, że nie do końca jest. Opuściliśmy mury szpitala i wsiedliśmy do srebrnego audi Pani Loving.

    Czterdzieści minut później byliśmy już na podjeździe domu moich rodziców, oczywiście mój jakże wkurzający mąż otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z auta, mimo że pomocy nie potrzebowałam. Do cholery jasnej ja jestem w ciąży, a nie obłożnie chora. Gdy przekroczyłam próg drzwi wejściowych zauważyłam dwie czarne dość spore walizki, uniosłam jedną brew do góry zastanawiając się do kogo one należą. Kiedy z salonu wyszedł James ten dupek z samolotu momentalnie się skrzywiłam.
- Co ty tu kurwa robisz?
Zapytałam złośliwie myśląc o tym co on tu robi i dlaczego tu jest. Czy on jest jakimś psychopatą i mnie śledzi?
- Uspokój się kuzynko, od dzisiaj będę tu mieszkać.
Kuzynko? On jest moim kuzynem? Nie to niemożliwe, oczekuję wyjaśnień i to od mamy lub taty, ja muszę wiedzieć czy to prawda. Odwróciłam się na pięcie i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, spiorunowałam mamę spojrzenie i wskazałam palcem na chłopaka, miałam nadzieję, że domyśli się o co mi chodzi.
- Och James już jesteś.
Ominęła mnie i podeszła do tego wkurzającego kretyna, przytuliła go i pogłaskała po głowie. Poczułam ukucie zazdrości, ponieważ mnie nigdy nie przytulała tak jak jego. Lucas spoglądnął na mnie pytająco, wzruszyłam ramionami i machnęłam dłonią na znak, że mam to gdzieś.
- Hope to jest James syn cioci Alice. Nie poznajesz go?
Syn siostry mojego ojca? Jacie kręcę, ale on wyrósł, ostatni raz widziałam go jak mieliśmy po siedem lat, chłopak uśmiechnął się do mnie  i powiedział.
- Zaczepiałem cię w samolocie z nadzieją, że mnie rozpoznasz. Masz okropny charakter Hope.
Rosario pokiwał mu twierdząco głową, on również tak uważał, dlatego też bez zastanowienia uderzyłam go lekko pięścią w ramię. Skoro jestem taka zła mógł się ze mną nie hajtać.
- Jak miałam cię cymbale rozpoznać? Nie wiedziałam cię dwanaście lat.
Stwierdziłam i gdy chciałam coś jeszcze powiedzieć James podbiegł do mnie, objął mnie w tali i wtulił w siebie, wiedziałam jak czarnowłosy podnosi rękę do góry, miał ochotę go ode mnie odepchnąć. Przytuliłam blondyna nie, dlatego, że chciałam, po prostu robiłam na złość Lucasowi.
- Ej młody, odsuń się od mojej żony!
Oczywiście nie wytrzymał, był cholernym zazdrośnikiem i tego w nim nie lubiłam. Rozumie gdyby przytulał mnie obcy facet, ale on jest moim kuzynem, jest moją rodziną.
- Zluzuj pasek facet, przecież jej nie obmacuje.
Lucas zrobił się cały czerwony ze złości, a ja zaczęłam się śmiać, podobało mi się to co powiedział. Właśnie polubiłam mojego kuzyneczka, muszę przyznać, że pod względem odzywania się do Rosario jesteśmy tacy sami.

Lucas

   W tej chwili miałem wrażenie jakbym słyszał Hope tylko, że w męskim wydaniu. Złapałem Jamesa za ramię i odsunąłem go od mojej kobiety, stanąłem przed nią i uważnie przyglądałem się jemu, nie pozwolę mu już nigdy więcej jej dotknąć. Zapomniałem całkowicie o tym, że mieliśmy przekazać teściom dobrą nowinę, w szpitalu obydwoje postanowiliśmy, że Pan Loving też powinien to usłyszeć w tym samym czasie co jego żona.
- Musimy wam coś powiedzieć.
Oznajmiłem odwracając się przodem do żony, która westchnęła ciężko pod nosem, ciąża nie cieszyła jej tak bardzo jak mnie.
- Właśnie, mówcie bo jestem ciekawa, dlaczego Hope zemdlała w szpitalu nie chcieliście mi powiedzieć, choć was o to prawie błagałam.
Zaprosiliśmy wszystkich do salonu, kobieta i mężczyzna siedli na kanapie, a młody na fotelu, my zaś stanęliśmy na przeciwko nich. Przytuliłem brunetkę od tyłu, położyła dłonie na moich i uśmiechnęła się sztucznie, kazała mi powiedzieć o wszystkim. Kiwnęliśmy do siebie porozumiewawczo, zacząłem mówić.
- Powiem prosto z mostu, będziecie dziadkami, Hope jest w ciąży.
Pani domu podskoczyła i zaczęła piszczeć ze szczęścia, podeszła do córki, ucałowała jej policzek, po czym mój również obdarzyła szybkim całusem. Ojciec uśmiechał się od ucha do ucha, pogratulował nam i stwierdził, że jeśli dziecko odziedziczy charakter po matce będę miał przerąbane. Zachichotałem cicho, jak dla mnie może odziedziczyć charakter i wygląd po Hope, będę je kochać tak samo mocno jak ją.
- To dlatego tak rozpaczliwie płakałaś w samolocie?
Płakała rozpaczliwie? Przecież ciąża to nie koniec świata.
- Pomyliłeś się, to pewnie były łzy szczęścia.
Stwierdziłem radosnym tonem głosu, byłem pewny, że coś mu się pomyliło.
- Gówno prawda, to były łzy rozpaczy.
Dodała brunetka, która od dłuższego czasu nie powiedziała ani słowa. Wiem, że jest młoda, że nie chciała być jeszcze matką, ale stało się i nie odstanie.
- Nacieszcie się sobą, ja z mamą pojedziemy pokazać Jamesowi Londyn. Wrócimy późno, a może i jutro.
Byłem w szoku jak szybko opuścili dom, blondyn protestował, że chce zostać z Hope, ale jej rodzicielka złapała go za ucho i siłą wepchnęła do samochodu. Wyjrzałem przez okno, w aucie panowała niemiła atmosfera, chłopak kłócił się z kobietą, ale przestał gdy mężczyzna coś do niego powiedział. Odpalił silnik i ruszył, zniknęli za bramą.
- Jesteś głodna?
Zapytałem, miałem ochotę ugotować coś dobrego dla żony i naszego dziecka, które powolutku w niej rosło.
- Bardzo głodna.
Nie czekając ani chwili dłużej udałem się do kuchni, otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej wszystkie warzywa, jogurt i żółty ser, dzisiaj zaserwuje makaron z warzywami i sosem serowym. Rozpiąłem parę guzików w koszuli, zauważyłam jak Hope przygląda się kawałkowi mojego odkrytego torsu, usiadła na wysokim krześle i oparła podbródek na dłoniach.
- Pomożesz mi?
- Nie.
Domyśliłem się, że jej odpowiedź będzie taka, wrzuciłem warzywa do umywalki, zacząłem jej płukać, poczułem jak ręce dziewczyny owijają się wokół mojego pasa, uśmiechnąłem się, odwróciłem do niej przodem. Moje mokre dłonie ujęły jej pośladki, podniosłem ją delikatnie do góry i usadowiłem na blacie, owinęła nogami mój pas, przyciągnęła mnie do siebie, dzieliły nas zaledwie centymetry.
- Więc teraz to ty będziesz tego często chciała.
- Zamilcz.
Wbiła swoje wargi w moje, nasze usta zaczęły poruszać się synchronicznie, przejechałem językiem po jej dolnej wardze prosząc o dostęp, uchyliła usta, wsunąłem język do jej buzi. Toczyliśmy walkę o dominację, oczywiście ja nie miałem zamiaru jej przegrać, w czasie naszego dzikiego i namiętnego pocałunku Hope rozpinała guziki mojej koszuli, która po chwili wylądowała na podłodze. Oderwaliśmy się od siebie, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i nie wiem czemu właśnie teraz pokusiło mnie powiedzieć jej o tych cholernych tabletkach.
- Podmieniłem twoje tabletki antykoncepcyjne.
Widziałem jak zaciska dłonie w pięści, zrobiłem dwa małe kroki w tył, nie byłem pewny czy mi zaraz nie przywali.
- Coś zrobił debilu?
- Hope ja...
- Pierdol się Lucas! Nienawidzę Cię!
Wrzasnęła zeskakując z blatu, pobiegła na górę przeklinając pod nosem, ruszyłem za nią, ale przed nosem zatrzasnęła mi drzwi i zamknęła je na klucz. Żałowałem, że jej o tym powiedziałem, wiedziałem, że teraz nie będzie się do mnie odzywać, spieprzyłem tak zajebisty dzień. Pukałem i błagałem by otworzyła, nie zrobiła tego słyszałem jedynie, że płacze, ze spuszczoną głową zszedłem na dół.

Hope

   Byłam tak wściekła na tego drania, że miałam ochotę wbić mu nóż w serce. Jak on mógł mi zrobić coś takiego? Przecież doskonale wiedział, że nie chce mieć dzieci, pieprzony idiota myśli tylko i wyłącznie o sobie, nie zwraca uwagi na moje uczucia. Czemu to wszystko spotyka mnie? Ja tylko chciałam cieszyć się młodością, chodzić na imprezy, iść na studia i zmieniać chłopaków jak rękawiczki, nie chciałam być żoną, a tym bardziej matką. Płakałam w poduszkę i kopałam nogami w łóżko, musiałam dać upust emocją bo inaczej wybuchała bym i pozabijała wszystkich. Po godzinnym lamentowaniu wstałam z łóżka, burczało mi w brzuchu, musiałam coś zjeść, nie chciałam ponownie trafić do szpitala. W opłakanym stanie wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni, kiedy byłam w połowie schodów zauważyłam stojącego na dole Lucasa, wpatrywał się we mnie ze smutną miną. Bez słowa ominęłam go, gdy przekroczyłam próg drzwi kuchennych poczułam niesamowity zapach, który unosił się w powietrzu, na stole leżały dwa talerze z włoskim daniem. Usiadłam i wzięłam się do jedzenia, byłam cholernie głodna, do pomieszczenia wszedł czarnowłosy i poszedł w moje ślady, jedliśmy w ciszy. Odsunęłam od siebie talerz, wstałam, ponieważ nie miałam zamiaru oddychać tym samym powietrzem co on, nagle wyprzedził mnie i stanął kawałek przede mną.
- Odsuń się.
Powiedziałam spokojnie, nie miałam sił się z nim użerać, pokręcił przecząco głową i powiedział.
- Przepraszam Hope, ale byłem wściekły na ciebie, że bierzesz to cholerstwo.
Pomyślałeś choć przez chwilę, dlaczego postanowiłam je brać? Przeszło Ci przez tą głupią makówkę, że boję się ciąży? Boję się, że nie dam sobie rady bo jestem młoda, boje się, że nie będę dobrą matką, ja nie wiem jak opiekować się dzieckiem, ja niczego nie wiem.
- Jesteś pieprzonym egoistą Lucas, robisz to co chcesz nie zwracając uwagi na to czego ja chcę.
Nastała cisza, ani ja, ani on nie wypowiedzieliśmy ani słowa, wpatrywaliśmy się jedynie w siebie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mimo wszystko nie wyobrażam sobie reszty życia bez niego.
- Wiesz co jest najgorsze Lucas?
Spojrzał się na mnie i niepewnie zapytał.
- Co?
- Najgorsze jest to, że nie wyobrażam sobie reszty życia bez ciebie idioto.
Zszokowany tym co powiedziałam uchylił lekko usta, wpatrywał się we mnie dużymi oczami, nie wiedział co ma mi powiedzieć. Po chwili jednak jego kąciki ust powędrowały do góry, zrobił krok w moją stronę.
- Kocham cię.
Teraz to mnie zamurowało, nie spodziewałam się, że powie mi coś takiego. Podszedł do mnie, położył dłonie na moich policzkach i pocałował namiętnie. Odwzajemniłam jego pocałunek, czułam się jak w niebie, byłam prawdziwie szczęśliwa i pierwszy raz odkąd jesteśmy małżeństwem mogłam przyznać mamie rację. Odsunęliśmy się od siebie, Lucas przyłożył swoje czoło do mojego, uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Ja ciebie też kocham. - powiedziałam w myślach.



__________________
Od autorki:

Na początku chciałam bym życzyć Pitahayi wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, dużo szalonych nocy i wszystkiego czego sobie zapragniesz kochana. :* :)

Mam dla was niespodziankę i dla Pitahayi, a mianowicie- Rozdział bonusowy "Powrót do przeszłości".
Mam nadzieję, że się wam spodoba. :)

Jeśli chodzi o rozdział 11, pisałam go aż trzy dni, mam nadzieję, że końcówka podbije wasze serca, tak samo jak moje. Teraz rozdział jest przełomem w ich małżeństwie. ciekawe jak to będzie dalej.
Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego czytania.

22 komentarze:

  1. Warto było czekać. Nie spodziewałam się po Hope takich wyznań.
    Już nie mogę się doczekać, aż urodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. TEN ROZDZIAŁ PODOBA MI SIĘ BARDZO, BARDZO, BARDZO!
    Dziękuję za życzenia, a rozdział i bonus...Boże, kocham. <3<3<3<3<3

    Następny rozdział już niedługo, jak dobrze pójdzie... To niedziela/poniedziałek? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Także wszystkiego najlepszego! :)

    Słodki rozdział! - końcówka

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział ♥
    Nie dziwie się Hope,że nie chce mieć dziecka ona ma dopiero 19 lat.
    Aww jaka słodka ta scenka na końcu ♥
    Czekam na next ♥
    @weramichalak

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham cie kobieto.
    Wez jaka ja mam teraz fazę: krzyczę, piszczę i biegam, a mój tata patrzy się na mnie jak na chora psychicznie.
    W końcu wyznał jej uczucia. To mój ulubiony dzień w życiu.
    No i Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam, sto lat sto lat. :D
    Rozdział genialny, cudowny, wspaniały i jeszcze tysiąc innych przymiotników. Oczywiście czekam na kolejny.
    Jeszcze raz kocham was : *

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział <3
    oo ta scena ostatnia najlepsza!
    rozumiem obawy Hope jest młoda. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam chcialam aby jeszcze trochę była jakiego zła, bo jest wtedy zabawna :-P No i wszystkiego najlepszego xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowity rozdział !*.*
    Ciekawe co będzie dalej ? Nie mogę się doczekać nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba się i to bardzo !!!! Jak ja uwielbiam ich szczęśliwych :)
    Czekam na kolejny :P
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaa genialny rozdział ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeeejuu najlepszy rozdział jaki kiedykolwiek został tu napisany. Wreszcie wyznała mu miłość !!! Już nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  12. oooooooooooo*_* końcówka niesamowita.Zapraszam do siebie
    http://niebezpieczenstwocatjay.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział napisany świetnie, a co do fabuły, to chyba nie muszę się wypowiadać, ze względów oczywistych. : )
    Pitahaya- wielki szacun za ostatni rozdział. : D Cieszę się, że to właśnie ty mnie zastąpiłaś. :D

    Pozdrawiam, Sarah. (aka Lonely) xx

    OdpowiedzUsuń
  14. O ludzie powietrza!!!! Tyle emocji

    OdpowiedzUsuń
  15. Hope jest taka młoda, to normalne, że ma inne plany, rozumiem ją!
    Musze się zgodzić z innymi, końcówka najlepsza, świetnie ci wyszła, naprawdę! Pozdrawiam i życze weny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa! Nie wiem czy już to pisałam, ale masz przecudowny szablon, normalnie mega!!!!!

      Usuń
  16. Oj, niech Hope już się tak nie broni przed uczuciami do Lucasa, bo to i tak wyjdzie z niej, już zresztą wychodzi! Ach, zakochuje nam się dziewczyna! I dobrze, bo jeśli i ona go pokocha tak samo jak on ją, to wszystko będzie dobrze. Będą szczęśliwi.
    Mam takie pytanie... ile części ma to opowiadanie?

    Cudowny rozdział, zresztą, jak wszystkie, pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń